autor: Jacek Korski
Nie zamierzam pisać o jakimś niepowodzeniu, choć my, Polacy, kochamy chyba klęski. Po prostu udało mi się wreszcie popłynąć w rejs Kanałem Gliwickim, a obiecywałem sobie to od dawna. Od dziecka wiedziałem o ważnej roli tej drogi wodnej dla górnośląskiego przemysłu. Zresztą poprzednia droga wodna, umożliwiająca wywóz produktów górnośląskiego przemysłu w głąb Prus, których częścią była ta kraina, czyli Kanał Kłodnicki, zbudowana została dokładnie w tym samym celu. Z biegiem lat zmieniła się skala produkcji przemysłowej i wzrosły wymagania oraz potrzeby transportowe i najpierw Kanał Kłodnicki, a potem Kanał Gliwicki straciły na znaczeniu - pisze Jacek Korski, ekspert górniczy.
I dalej: Ten pierwszy został dość szybko pokonany przez kolej żelazną, która już w 1834 r. połączyła Gliwice z Berlinem, a kilka lat później z Katowicami i granicznymi wtedy Mysłowicami. Po ostatniej wojnie Kanał Gliwicki długo jeszcze służył między innymi do spławiania węgla i dalej Odrą do Wrocławia, Szczecina czy Berlina. Dziś wielu odbiorców węgla stosuje inne, czystsze paliwa, a śląskie górnictwo wydobywa coraz mniej węgla i ruch na kanale prawie zamarł. Dziś kursuje na nim jedna barka z kruszywem i nieliczne stateczki wycieczkowe. Dość powiedzieć, że kiedy transportowano w okolice Rzeszowa elementy wielkiej tarczy tunelowej, to dopłynęły one Odrą w okolice Opola i dalej jechały skomplikowaną trasą transportem samochodowym. Na Kanale Gliwickim nie zmieściłyby się te elementy w śluzach (jest ich sześć) i pod mostami. Dość długa podróż ponad 40-kilometrowym kanałem zabiera około 5 godzin i pozwala na sporo refleksji, i to na różne tematy. Pierwszy temat to głośne przed kilku laty masowe śnięcie ryb w Kanale Gliwickim i na Odrze. Sprawę dość szybko „wyjaśniono” jako winę kopalń węgla kamiennego zrzucających do Odry i jej dopływów zasoloną wodę.
Cudzysłowu użyłem nieprzypadkowo, bo jestem przyzwyczajony, że w naszym kraju wystarczy wskazać „winnego” problemu, aby nie musieć tego problemu rozwiązywać. Do czasu jednak… Pamiętam, jak dawno temu w jednej z naszych kopalń zagraniczni eksperci zwrócili uwagę, że zrzucanie zasolonej wody przez kopalnie ma także pozytywne strony. Na pytające spojrzenia odparli, że do rzek spływa z pól bardzo dużo substancji używanych w intensywnym rolnictwie, które powodują wzmożony rozwój organizmów roślinnych i obniżanie się ilości tlenu w wodzie. Zasolona woda jest lepiej natleniona. W trakcie naszego rejsu słyszałem dyskusję kilku pasażerów o tym, co dostaje się do Kanału Gliwickiego i zasilającej go w wodę rzeki Kłodnicy. Wskazywali, że okresowo wzrasta w wodzie zawartość związków chemicznych o nieznanym i niewyjaśnionym pochodzeniu. Usłyszałem też, że nie działa oczyszczalnia odcieków z wielkiego składowiska odpadów komunalnych widocznego dobrze z autostrady A4. Nie wiem, czy to wszystko prawda, ale górnictwo od lat zrzuca do Odry i jej dopływów sporo soli, i to długo przed sławną złotą algą. Jak problem się powtórzy, to nie trzeba będzie jednak już niczego wyjaśniać, bo wiadomo – winne są kopalnie i pracujący w nich górnicy.
Nawiasem mówiąc, to do niedawna emisja dwutlenku węgla ze spalania węgli kopalnych była przedstawiana jako główna przyczyna globalnego ocieplenia. Pamiętam jednak, że w trakcie pandemii ogłaszano raporty wskazujące na znaczący spadek emisji dwutlenku węgla wskutek licznych ograniczeń, które dotknęły… transport samochodowy. Dziś takim wrogiem jest metan, ale ten, który związany jest z szeroko rozumianym przemysłem. W ubiegłym roku Unia Europejska wydała w tej sprawie rozporządzenie, a całkiem niedawno nasz Sejm wyznaczył Wyższy Urząd Górniczy jako instytucję odpowiedzialną za nadzór i koordynację realizacji tego rozporządzenia w naszym kraju. Tyle że jakoś umyka międzynarodowym decydentom, że wylesianie naszej planety ogranicza możliwość pochłaniania dwutlenku węgla, a coraz więcej metanu emituje rosnąca przemysłowa hodowla zwierząt. Czyli wycinamy lasy, by uprawiać rośliny paszowe, którymi karmimy zwierzęta, które produkują metan. Czy czegoś nie rozumiecie?