NOWE OTWARCIE RZĄDU

 
 I NOWY PREZYDENT OPTYMALNĄ SZANSĄ NA ZDROWOROZSĄDKOWY RESET W POLITYCE ENERGETYCZNEJ KRAJU
  
Napisałem kilkaset tekstów, udzieliłem setki wywiadów i wygłosiłem kilkadziesiąt wykładów na temat polityki energetycznej świata, Europy, a zwłaszcza górnictwa Polski. To, co publikują, często przegrywa w konfrontacji z rzeczywistością kreowaną przez ludzi posiadających realną władzę. Dysonans bierze się z tego, że my w Polsce poważnie zajmujemy się sprawą dopiero wtedy, kiedy coś staje się poważnym problemem. Nie uruchamiamy wyobraźni. Odrzuciliśmy strategiczne planowanie w gospodarce. Nie obserwujemy realiów gospodarczych w innych krajach, uważając, że my wiemy lepiej, lub, że nas ich problemy nie dotyczą wg zasady “moja chata z kraja”. Szczególnie dotkliwa jest krótkowzroczność w polityce energetycznej. Kiedyś uknułem na użytek jakiegoś zagranicznego wykładu zestawienie parametrów decydujących o poziomie cywilizacji, zaliczając do nich dostęp do szkolnictwa, opieki zdrowotnej, wody, żywności i energii. Co znaczy nawet kilkudziesięciogodzinny brak dostępu do energii elektrycznej ostatnio doświadczyli Hiszpanie i Portugalczycy. W jednej sekundzie zabrakło wszystkiego i stanęło wszystko. I to nie za sprawą wojny czy ataku z zewnątrz, ale na skutek własnej niedoskonałości. Hiszpanie już zdefiniowali przyczynę kilkudniowej zapaści energetycznej zwanej blackoutem, my dumnie myślimy, że nas to nie może spotkać. Otóż rzeczywistość jest taka, że w Hiszpanii brak dostępu do energii nastąpił za sprawą nagłego zdarzenia w zakresie sterowania dostępem do sieci przesyłowych, w Polsce, tak jak w wielu wysoko technologicznych państwach świata, może zdarzyć się to samo, ale tylko może, zaś z innej realnej przyczyny stanie się na pewno! Obserwujemy zbliżanie się do deficytu dostatku energetycznego. Dotychczas wydawało się nam, że nie jest to możliwe, śmiem twierdzić, że jest i to za sprawą deficytu dostępu do surowców energetycznych, deficytu zdolności wytwarzania energii, niesprawności systemu przesyłowego energii i nadmiernego importu. Tak to definiuję, nie wdając się w szczegóły, które nie przystoją do charakteru publikacji w formie felietonu, ale znajdą się w wielu publikacjach specjalistycznych. Jest nas w Polsce kilku, może kilkunastu, którzy z uporem maniaka ostrzegają i przewidują, że odziedziczony po PRL komfort dostępu do energii elektrycznej się kończy. Z jakąż zatem satysfakcją przeczytałem tekst Prezydenta Elekta Karola Nawrockiego, który odpowiadając na zaproszenie na posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego w ubiegłym tygodniu napisał, cytuję: “Bezpieczeństwo energetyczne Polski to filar suwerenności i stabilności naszej gospodarki. To węgiel, atom i zdrowy rozsądek, nie Zielony Ład pisany w Brukseli. Polska musi być energetycznie niezależna”, koniec cytatu. Ponad wszelką wątpliwość stwierdzam, że jest to realne. Ale również z przerażeniem stwierdzam, że robimy wszystko co możliwe, aby tak nie było! Przykładów jest kilkadziesiąt, mogę mnożyć decyzje i wypowiedzi oddalające nas od słusznego celu zdefiniowanego przez Prezydenta Nawrockiego. Radziłbym nowemu Prezydentowi, tak jak nieskutecznie radziłem na początku Jego pierwszej kadencji Prezydentowi Dudzie, aby powołał Radę Bezpieczeństwa Energetycznego Kraju. Ten organ, typowo doradczy, bowiem kompetencje stanowiące są w innym miejscu, zgodnie zresztą z Konstytucją, powinien być złożony wyłącznie ze specjalistów dobieranych według rzadko stosowanego w naszym kraju kryterium kompetencji. Rada w najwyżej kilkuosobowym składzie mogłaby przygotowywać Prezydentowi rekomendacje do podpisywania lub niepodpisywania uchwalonych przez parlament aktów prawnych w sprawach polityki energetycznej i surowcowej kraju. Rada mogłaby proponować Prezydentowi tezy do wystąpień publicznych, szczególnie zagranicznych, w kwestiach bezpieczeństwa energetycznego i polityki klimatycznej w skali makro-politycznej, a nawet globalnej. Na pewno, zakładając że Pan Prezydent dobierając Radę nie kierowałby się kryterium politycznym, a przede wszystkim wiedzą, kompetencjami, niezależnością i zdrowym rozsądkiem, udałoby się doprowadzić do udziału przedstawicieli rady, oczywiście w formie doradczej, na etapie jeszcze kreowania aktów prawnych, czy upragnionej i oczekiwanej od kilkunastu lat Polityki Energetycznej Państwa. Miejsca na współpracę i aktywność intelektualną jest wiele. Jesteśmy jako kraj w tej komfortowej sytuacji, że możemy mieć własną drogę do dostatku energetycznego, a jednocześnie być poważnym elementem systemu bezpieczeństwa energetycznego Unii Europejskiej. Tylko trzeba wyzbyć się poczucia służalczości wobec unijnych urzędników i postawić na kompetencje, oraz, co rzadkie, egzekwować odpowiedzialność za kreowanie celów. Jest o czym radzić w sprawach dostępu do surowców energetycznych, zdolności wytwarzania energii, stanu sieci przesyłowych, kosztów wytwarzania energii, cen energii, poziomu importu surowców energetycznych, stanu transgranicznych połączeń energetycznych, terytorialnej koncentracji dostaw oraz wytwarzania energii i surowców, kryteriów społecznych dostępu do energii, uwarunkowań ekologicznych, strategii dostępu do energii w warunkach pokoju i warunkach zagrożenia bezpieczeństwa państwa w czasie wojen. Aby nie nadużywać cierpliwości czytających mnogością celów i uzasadnień, które dla wielu mogą okazać się iluzoryczne, na koniec trochę statystyki:
-  w roku 2030 nasze zapotrzebowanie na energię zbliży się do 196 TWh, dziś jest to 160 TWh,
- nie mamy zdolności przesyłowych w połączeniach transgranicznych ponad wolumen 10 TWh,
- żaden ościenny kraj nie ma nadpodaży energii ani surowców energetycznych,
- 2 miliony Polaków dotyka już realne ubóstwo energetyczne rozumiane jako zdolność ekonomiczną do zakupu wystarczającej ilości energii i paliw.
A w świecie jest jeszcze o wiele gorzej, bowiem 1,5 miliarda całej populacji świata nie ma dostępu do energii elektrycznej, 3 miliardy ludzi zużywa rocznie mniej energii elektrycznej niż lodówka, są kraje w Azji i Afryce, gdzie ludzie, a zwłaszcza dzieci, umierają w szpitalach z powodu bezużyteczności sprzętu medycznego zasilanego energią, której brakuje. A jednocześnie 5% populacji globu zużywa ponad 30% całej energii elektrycznej świata. Zatem co z resztą populacji, zwłaszcza w sytuacji komplikującej się na skutek konfliktów zbrojnych, które jak w przypadku Bliskiego Wschodu nie toczą się wskutek konfliktów plemiennych, ale w celu dostępu do surowców energetycznych dla całego świata. Słowem, jest co robić i cała mądrość w tym, żeby zdążyć przed katastrofą, dopóki jeszcze można to zrobić samodzielnie w kraju. W przyszłym miesiącu będziemy mieli nowego Prezydenta RP i nowe rozdanie rządu obecnej koalicji. Mam nadzieję, że w nowej konstelacji rządu pojawi się jeden, a nie jak dotąd, kilka ośrodków kreowania polityki energetycznej państwa. Nie musi to być odrębny resort energii, ale przykładowo sekretarz stanu w ministerstwie gospodarki, które ma ponoć powstać z dodatkowym, niestety mało skutecznym, umocowaniem pełnomocnika rządu do spraw bezpieczeństwa energetycznego państwa. Trzeba ufać, że w nowym rozdaniu rządu pojawi się osoba, która będzie umiała dysponować istniejącymi w Polsce instytucjami uczestniczącymi w całym spektrum zagadnień surowcowo-energetycznych. Na razie podmioty te robią co chcą, nie bacząc na interes państwa. Mam nadzieję, że od sierpnia przynajmniej w dziedzinie polityki energetycznej możemy liczyć na wspólne, zarówno przez Prezydenta jak i przez rząd, kreowanie celów. Inaczej skończy się zapaścią energetyczną i kompromitacja obu ośrodków władzy.