Coraz mniej ludzi w Polsce interesuje się losami naszego górnictwa, a zwłaszcza górnictwa węgla kamiennego. Przeciętny obywatel traktuje górnictwo jako wyłącznie problem Śląska, uważając że górnictwo istnieje jeszcze w Polsce tylko po to, aby ludzie na Śląsku mieli co robić. Niestety ta logika dotyczy również znakomitej części polityków, a zwłaszcza decydentów którzy nie mogą tego pojąć, że górnictwo spełnia w polskiej gospodarce misję społeczną istotną dla suwerenności gospodarczej kraju, a w szczególności dostatku energetycznego. Dostatek energetyczny jest w Polsce od wielu lat tak oczywisty, że prawie nikomu nie przychodzi do głowy jego brak. Wymieniam tę funkcję, bowiem w przedbarbórkowej atmosferze podniosłego świętowania dominowała jedynie tematyka tzw. ustawy górniczej, a nie roli górnictwa w gospodarce, co procedowana ustawa eliminuje. Ustawa ta przyjęta przez Sejm, czeka na stanowisko Senatu, a potem na zadeklarowany już przez Prezydenta RP jego podpis. Wierzę, że stanie się to do końca roku, nie dlatego że uważam tą ustawę za dobrą, ale dlatego, że żadem uprawniony do legislacji organ w Polsce nie przedstawił lepszej. Ten akt prawny będzie pierwszym realnym narzędziem prawnym podpisanej przed trzema laty przez rząd PiS oraz związki zawodowe, przy oportunistycznej bierności kadr zarządzających i naukowych środowiska górniczego, planem likwidacji górnictwa węgla kamiennego, ale tylko energetycznego. Energetycznego, czyli tego z którego powstaje energia elektryczna i cieplna, wypełniając bilans potrzeb energetycznych kraju. Bilans ten jest płynny, bo teraz jesienią i zimą z węgli kamiennych i brunatnych powstaje w Polsce prawie 90% potrzebnej energii, ale nigdy, nawet w czasie słonecznego i wietrznego lata, nie mniej niż 50%. Sygnatariusze porozumienia pasywnie akceptujący nierentowność górnictwa postanowili zapisać harmonogram jego likwidacji nawet tej kopalni, która nigdy nierentowna nie była ani nie będzie, czyli Kopalni Bogdanka na Lubelszczyźnie. Po prostu postanowili, że tego górnictwa ma nie być! Sygnatariusze wymyślili sobie, że proces likwidacji będzie się odbywał za pieniądze z budżetu państwa, czyli tak jak dotychczas od 1998 roku. Nie skonsultowali jednak tych wydatków na likwidację czternastu kopalń węgla energetycznego ze stanem budżetu państwa, którego jak widać nie stać na poniesienie w 100% kosztów likwidacji kopalń. Tak też zrodził się pomysł zapisany w ustawie, że budżet będzie dofinansowywał kopalnie czynne w celu ich likwidacji licząc, że tę resztę kosztów swojej likwidacji pokryją z własnych źródeł. Tak, można to wynegocjować od kopalń, ale trzeba przyjąć do wiadomości, że jeżeli kopalnie same będą finansowały swoją likwidację, czyli zmniejszając swoje wydobycie, będą koszt tego wydobycia obciążały nakładami na likwidację. To znaczy, że wydobywając coraz mniej, po coraz wyższych kosztach, doprowadzą się do jeszcze większej nierentowności. Wyższego kosztu wydobycia nie pokryje przecież w cenach zakupu węgla polska energetyka z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze, musiałaby ten rosnący koszt zakupu węgla przenieść na cenę energii elektrycznej, czyli najbardziej społeczny parametr gospodarki, na co nie pozwoli rząd decyzjami Urzędu Regulacji Energetyki, który to zatwierdza ceny taryf. Zatem likwidujemy się sami, za swoje, oczywiście szybciej niż w umowie społecznej. Po drugie, problem wysokich cen węgla zupełnie ominie producentów energii, bowiem kupią oni tańszy węgiel zagranicą, co zresztą robią od lat w różnej wielkości. Wystarczy zauważyć, że już dziś poziom importu węgla do Polski jest dużo wyższy nawet od stanu zapasów, czyli zwałów, wydobytego i niesprzedanego węgla w polskich kopalniach. O to chodzi? Drugi fragment ustawy reguluje procedurę dobrowolnych odejść z górnictwa za kwotę jednorazowych odpraw lub urlopów. Jest jednak pytanie. Skoro środków na te dobrowolne odejścia wystarczy dla ponad 6 tysięcy pracujących w górnictwie, nie tylko górników, to na jakich zasadach odejdzie te pozostałe 65 tysięcy osób zatrudnionych w górnictwie. Oczywiście wielu osiągnie uprawnienia emerytalne, ale nie wszyscy, a ponadto stanie się to w horyzoncie czasowym dłuższym niż czas funkcjonowania ich kopalń. A przy okazji, trzeba znaleźć wytłumaczenie dla górników PG Silesii, dlaczego środki publiczne na redukcję zatrudnienia mogą trafić do spółki giełdowej z udziałem akcjonariatu prywatnego jaką jest JSW S.A., a nie mogą do również spółki prywatnej, czyli PG Silesia. Tym czasem właściciele tej kopalni zapowiadając zwolnienia grupowe całej załogi kopalni przekroczyli wszelkie standardy sadyzmu wobec własnej załogi. Historia powojennego polskiego górnictwa nie zna większego aktu pogardy wobec górników jak ta decyzja ogłoszona górnikom na kilka dni przed Barbórką, tym samym kilka tygodni przed Świętami. Ta decyzja właścicieli PG Silesia jest najbardziej dotkliwym ciosem w proces przemian właścicielskich w polskim górnictwie. Już wejście na giełdę JSW S.A. okazało się cynicznym procesem arogancji właściciela dominującego wobec pozostałych akcjonariuszy tej spółki, ale to co stało się w Czechowicach nie mieści się w żadnej skali cynicznej perfidii. Na tle tego przykładu, jakże inaczej wygląda zakończenie po 23 latach wydobycia w Zakładzie Górniczym Siltech w Zabrzu. Tam, były i ostatni dyrektor kopalni “Pstrowski” zrobił wszystko co mógł, aby ostatnia tona węgla z tego złoża wydobyta została z poszanowaniem godności górników. Drugiego takiego przykładu na razie nie ma.
Trzeba przemyśleć cały ten proces agonii górnictwa, przynajmniej z ludzkiego punktu widzenia, bo na wyobraźnię gospodarczą już liczyć nie można. Tym bardziej, że jeszcze wszystko można naprawić, ale trzeba pozwolić to robić!
Zaś po podpisaniu ustawy górniczej przez Prezydenta, radzę zacząć pilne prace nad jej nowelizacją, bo ta wersja nie wytrzyma w tym stanie kolejnych lat, aż do całkowitej likwidacji górnictwa węgla kamiennego-energetycznego, co nastąpi prawie równolegle z górnictwem węgla brunatnego, i na dekadę przed uruchomieniem energetyki jądrowej. Zatem quo vadis?