autor: Monika Krężel
Niektóre osiedla robotnicze zostały wyburzone z powodu szkód górniczych albo powojennych decyzji politycznych
W żadnym innym regionie nie spotkamy tak rozbudowanych osiedli robotniczych, kolonii, w których mieszkali górnicy i hutnicy z całymi rodzinami. Familoki wyróżniają Śląsk, opowiadają o jego historii i tradycji. Szkoda, że niektóre już się nie zachowały, szkoda też, że wiele z nich jest w fatalnym stanie.
Nikiszowiec i Giszowiec. Te osiedla robotnicze w Katowicach są powszechnie znane, setki razy obfotografowane, przedstawiane turystom jako miejsca, które koniecznie trzeba zobaczyć. Zachwycają piękną architekturą, historią, zachowało się też sporo relacji o tym, jak w czasach przed drugą wojną światową wyglądało życie w ceglanych domach, z których okien można było spoglądać na kopalniane budynki.
Tymczasem na Śląsku i w Zagłębiu nie sposób doliczyć się wszystkich kolonii robotniczych. Niewiele osób wie, że najstarsze familoki mają 230 lat, spotkamy je przy ul. Kalidego w Chorzowie. – Nie przypominają powszechnie znanych familoków, są to małe, szare domki – mówi Kamil Iwanicki, autor książki „Familoki. Śląskie mikrokosmosy. Opowieści o mieszkańcach ceglanych domów”.
Kamil Iwanicki to silesianista, pomysłodawca i twórca projektu „Familoki”. – Przez trzy lata miałem możliwość opowiadania o koloniach robotniczych na Górnym Śląsku – mówi autor książki. – W ramach projektu „Familoki” udało nam się zorganizować ponad 40 spotkań, podczas których odwiedziliśmy osiedla w różnych miastach naszego regionu. Te spacery były głównym motywem napisania książki. Brakuje książek opowiadających o osiedlach robotniczych, prędzej spotkamy mówiące o dzielnicach poszczególnych miast – dodaje.
Między domem, kopalnią a kościołem
Autor w swojej publikacji przypomina o sięgającej końca XVIII wieku historii familoków. O tym, skąd się wzięły robotnicze osiedla, kim byli ich mieszkańcy, jak wyglądało życie rodzinne w familokach i gdzie można je jeszcze dzisiaj zobaczyć.
Zależało mi na tym, by projekt „Familoki” odpowiedział na pytanie, czym jest familok, jak był postrzegany przez mieszkańców, gdyż interesowała mnie nie tylko kwestia rozwoju przemysłu na tych terenach, ale i sprawy socjalne. Z jednej strony mamy bowiem mieszkańców, ale z drugiej ich tradycje czy legendy miejskie. Familok jest jednym z fundamentów śląskości, choć przecież obyczaje czy kultura panujące w jednej kolonii, różniły się od drugiej. Mieszkały w nich różne społeczności, których życie toczyło się między domem, zakładem pracy a kościołem. Fajnie jest przez pryzmat kolonii robotniczych opowiedzieć też o miastach. Zwłaszcza że te społeczności osiedli robotniczych były tak zamknięte, że ich mieszkańcy rzadko jeździli do miasta – tłumaczy Kamil Iwanicki.
Pierwsze familoki powstawały od drugiej połowy XIX wieku, najbardziej okazałe kolonie to wówczas Ficinus w Rudzie Śląskiej oraz Borsigwerk w Zabrzu Biskupicach. Przełom XIX i XX wieku to istny boom budowlany, jeśli chodzi o osiedla robotnicze. Budowano je przy zakładach przemysłowych, nie zapominano o tym, by mieszkańcy mieli wokół siebie całe zaplecze socjalne, od szkół po sklepy, pralnie, magiel, chlywiki, gospody, parki, kaplice ewangelickie, kościoły katolickie, budynki z salami gimnastycznymi, do tego nieopodal kolonii był też cmentarz.
Przykład takiej idealnej zabudowy spotkamy właśnie na osiedlu Borsigwerk, na Nikiszu czy Giszowcu. Z kolei zabrzańska Zandka wyróżniała się wielkim kompleksem familoków, gdzie były także: kasyno, biblioteka, basen, łaźnia, dom dla wdów czy sala sportowa. – W takich przypadkach osiedla robotnicze stanowiły zalążek późniejszego miasta – zwraca uwagę Kamil Iwanicki. – Ciekawe jest to, że Zabrze miało 50 tysięcy mieszkańców, nim stało się miastem. To była największa wieś na Śląsku i w całym niemieckim kraju.
Najbardziej znane osiedla robotnicze to Nikiszowiec, Giszowiec, Załęże i Szopienice w Katowicach, Zandka i Rokitnica w Zabrzu. Okazuje się, że oprócz Nikiszowca i Giszowca, na naszym terenie można spotkać wiele architektonicznych perełek. Do nich należy osiedle familoków w Czerwionce-Leszczynach, Kaufhaus, Ficinus czy Orzegów w Rudzie Śląskiej, Bobrek czy Kolonia Zgorzelec w Bytomiu.
Zatrzymać sielski obraz dzieciństwa
– Poruszałem się nie tylko po Górnym Śląsku, ale i Zagłębiu Dąbrowskim. Niewiele osób wie, że ciekawe osiedle robotnicze TAZ znajdziemy w Zawierciu – opowiada Kamil Iwanicki. – Zagłębie nie kojarzy się z osiedlami robotniczymi, ale je też tam spotkamy. Donnersmarckowie czy Huldschinsky inwestowali na Śląsku i w Zagłębiu. Polecam zwiedzić dzielnicę Pogoń w Sosnowcu, gdzie niemiecki przemysłowiec Heinrich Dietel budował osiedla mieszkaniowe, szkoły, przędzalnię, kościoły, cerkwie, park, cmentarz – wylicza.
Autor w swojej książce oprowadza nas po przemijającym świecie robotniczych kolonii. Niektóre z nich już nie istnieją, zostały wyburzone z powodu np. szkód górniczych albo powojennych decyzji politycznych. Zniknęły wszystkie domy robotnicze w Szombierkach, w Knurowie też wyburzono jedną z kolonii. Wiele familoków było w fatalnym stanie. – Ważne jest, że zachowało się dziedzictwo pomimo upływu czasu – uważa Kamil Iwanicki.
Koniec budowy familoków miał miejsce w latach 1921-1922. Pod koniec lat 20. ubiegłego wieku wybudowano w rudzkiej Goduli familoki modernistyczne, w Załężu domy urzędnicze, coraz częściej powstawały nowe domki z ogródkami, których zadaniem było m.in. odciągnięcie mieszkańców od… zepsutego miasta. Do tego budowano też domy uchodźcze dla emigrantów, którzy przeprowadzali się z Polski do Niemiec albo z Niemiec do Polski. Osiedla dla przesiedleńców spotkamy w Zabrzu i Gliwicach, zaś domy uchodźcze w Rudzie Śląskiej, gdzie na jednym z budynków jest płaskorzeźba wędrowca.
Warto też wspomnieć, że wielu twórców było związanych artystycznie z osiedlami robotniczymi, jak Grupa Janowska. One miały też wpływ na kulturę, o czym rzadko się wspomina. W familokach mieszkali pisarze Janosch i Horst Bienek, wyjechali ze Śląska jako nastolatkowie, ale w swojej twórczości zatrzymali sielski obraz dzieciństwa.