Pisałem już kiedyś o hejcie, którego dziś nie brakuje w tak zwanej sieci. Prawo trochę chroni przed nienawistnymi wpisami, ale to, co się dzieje w komentarzach, to często kompletne szambo. Często te komentarze nie mają związku z tekstem, do którego są dodawane, ale za to wyrażają frustrację i bezinteresowną nienawiść ich autorów. Dlatego staram się unikać czytania tych komentarzy, bo nie chcę się denerwować. Niestety nie zawsze się to udaje. A czy można inaczej? Jestem członkiem forum poświęconego sprawom i historii mojego miasta – Zabrza. Wielu uczestników nie znam osobiście, ale mam wrażenie, że znam ich od zawsze. Są też tacy, z którymi rośliśmy na tym samym podwórku czy w szkole. Jest za to życzliwość i chęć poznawania historii naszego miasta. Są czasem drobne uszczypliwości i troska o naszą małą ojczyznę. Lubię tam zaglądać.
Na Facebooku pojawiają się czasem apele o to, aby nie hejtować generalnie lub jakiejś szczególnej osoby czy grupy. Ostatnio zauważyłem wpis czy rolkę jednego z górniczych związków zawodowych zatytułowany „Nie hejtuj górników”. Zgadzam się z tym hasłem, bo nikogo hejtować nie wolno, ale tu nawiążę do tytułowego słowa. W rolce pobrzmiewa w tle muzyka. Wydała mi się znajoma. I jeżeli się nie mylę, jest to melodia górnicza! Kiedy zakończyło się wydobycie węgla kamiennego w Niemczech, to na pożegnalnej uroczystości obecni odśpiewali piękną pieśń „Gluck auf, Gluck auf. Der Steiger kommt’’, czyli „Szczęść Boże, Szczęść Boże, nadchodzi sztygar”. Pieśń piękna, ale w Polsce znana niewielu. Pięknych polskich pieśni górniczych nie brakuje. No cóż, diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach. Ale hejtowanie nie jest fajne.
Za nami kolejna rocznica katastrofy w kopalni Makoszowy
28 sierpnia 1958 roku w tragicznym pożarze pod ziemią zginęło 72 górników. Pracując w tej kopalni wiele lat, spotykałem ludzi, którzy ocaleli. Pracowałem z bliskimi ofiar. Spotykałem czasem człowieka, który uznany za winnego spędził kilka lat za kratami. Byłem kiedyś ciekaw, jak ta kopalnia wyglądała w czasie katastrofy i nie chodzi mi o to, co się wtedy działo, bo to akurat znałem z opowiadań mojego teścia i starszych górników. Interesowało mnie, co zmieniło się po pożarze. Dziś przyzwyczajeni do noszenia w kopalni aparatów ucieczkowych, nie zdajemy sobie sprawy, że wtedy stosowanie pochłaniaczy nie było obowiązkowe. We współczesnych kopalniach są rozbudowane środki łączności, a jak opowiadał mi jeden ze starszych kolegów, część telefonów w kopalni obsługiwała miejska centrala telefoniczna. Po katastrofie wymieniono wentylatory na szybie wentylacyjnym na szybie Dorotka.
Zmian było zresztą znacznie więcej. Wprowadzono je po serii tragicznych pożarów w kopalniach, które łącznie pochłonęły kilkaset ofiar. Górnictwo polskie wyciągnęło z tych tragedii wiele wniosków, które poprawiły bezpieczeństwo pracy. Z pomocą nauki górniczej opracowano zasady taktyki pożarowej, które stały się wzorem dla górnictwa w innych krajach. Wykonano wielką pracę w zakresie organizacji i szkolenia służb wentylacyjnych w kopalniach. A był to czas, kiedy dopiero zaczynaliśmy kształcić szerokie kadry dla górnictwa.
Winniśmy wielki szacunek naszym poprzednikom!
Tych, którzy mówią o świetlanej przyszłości dla polskiego górnictwa węglowego, zapytam: ilu górników kształcimy dziś w Polsce? Obawiam się, że w nieodległej przyszłości górnictwo węglowe skończy się… bo zabraknie górników. Kulturę techniczną polskiego górnictwa budowaliśmy przez dekady i w pewnym momencie doszliśmy do bardzo wysokiego poziomu. Dziś już tak dobrze nie jest i nie łudźmy się – nawet przy najlepszej koniunkturze dla górnictwa i węgla, nie da się tego odtworzyć. Ci, którzy dziś pracują w kopalniach, też w dającej się przewidzieć przyszłości osiągną wiek emerytalny. I w tym kontekście warto rozważyć pomysły na kopalń życie po życiu. Kto będzie obsługiwał profesjonalnie te kopalnie przekształcone na inne potrzeby? A jakby co, to kto wyszkoli nowe kadry? Chciałbym znać odpowiedzi na te i wiele innych pytań.