autor: Jacek Korski
z zawodu górnika
Czytam ostatnio o ustawie górniczej, która ma być prawną podstawą dla publicznej pomocy dla naszego górnictwa węglowego, i czegoś nie rozumiem, bo podobno już za chwilę ustawa trafi z Rady Ministrów pod obrady Sejmu. A jeżeli zostanie kiedyś uchwalona, to pytanie, czy prezydent RP zechce ją podpisać. A jak podpisze, to trzeba ją przedłożyć do notyfikacji w Brukseli. A podobno jedna taka już tam jest… Ciekaw jestem, czy wreszcie wszystkie dokumenty przedkładane Komisji Europejskiej będą spójne?
W Karwinie rozpoczęły się obchody górniczego święta. Ostatniego takiego święta, kiedy jeszcze wydobywa się tam węgiel kamienny. Władze OKD i miast zadeklarowały, że w następnych latach tradycje górniczego święta będą kontynuowane. Mimo że górnictwo węglowe odchodzi tam do przeszłości, to nie chcą zapomnieć o tym, co spowodowało gospodarczy rozkwit regionu, choć niosło też ze sobą negatywne skutki. Ukazuje się polskie wydanie książki „Krzywy kościół”, gdzie życie bohaterów toczy się z górnictwem w tle. A tytułowy krzywy kościół to widoczny symbol tych niepożądanych kosztów rozwoju. Jednak chyba pozytywów było więcej…
Byłem na Dniach Salamandry w słowackiej Bańskiej Szczawnicy. Kiedyś podobno te piękne płazy wskazywały banikom (czyli górnikom) miejsca, gdzie należy kopać, by znaleźć złoto lub srebro. I tak od około tysiąca lat do dziś, bo działa jeszcze jedna kopalnia rud polimetalicznych, która kiedyś wydobywała złoto i miedź. Dziś można zwiedzać niektóre sztolnie. W Bańskiej Szczawnicy oprócz zachowanych wyrobisk jest górnicze muzeum, archiwum górnicze i różne piękne budowle, które powstały, bo miasto także bogaciło się na wydobyciu kruszców.
Górniczych pamiątek w mieście nie brakuje
Miarą rozwoju tamtejszego górnictwa było to, że powstała tam pierwsza w Europie uczelnia górnicza. W równie aktywnym górniczo regionie niemieckiej Turyngii akademie górnicze powstały później niż w Schemnitz, czyli obecnej Bańskiej Szczawnicy. Górniczych pamiątek w mieście nie brakuje, a żywym dowodem tej tradycji są właśnie Dni Salamandry, które mają swój ustalony porządek. Oprócz bardzo oficjalnych uroczystości o podobnym charakterze jak u nas (z udziałem najwyższych władz państwowych), odbywa się tradycyjna karczma górnicza.
Kulminacyjnym punktem obchodów jest Pochód Salamandry. W uroczystym pochodzie z orkiestrą i sztandarami idą nie tylko górnicy. Dziś tamtejszy Dzień Baników to także święto hutników, geologów, wiertaczy i nafciarzy, więc przedstawiciele tych zawodów i kształcących je uczelni są licznie i głośno obecni w tym pochodzie. A górnicy? Pochód prowadzą Stare słowackie Strzechy, a w wielkiej kolumnie marszowej idą górnicy z Czech, Austrii, Węgier, Polski i, oczywiście, Słowacji. Liczną grupę polskich górników tworzyli górniczki i górnicy z LW Bogdanka, KGHM, Kopalni Soli Wieliczka, SITG Rybnik i wreszcie wszystkich trzech polskich uczelni kształcących w zawodach górniczych, czyli (alfabetycznie) AGH, Politechniki Śląskiej i Politechniki Wrocławskiej. Na pewno było nas widać i słychać.
Pochodowi towarzyszą tłumy widzów zjeżdżających nie tylko ze Słowacji. Było radośnie. Cechą charakterystyczną tej wielodniowej imprezy jest to, że wszyscy się do siebie uśmiechają, rozmawiają przyjaźnie i wymieniają uściski dłoni. A widzowie biją brawo i nie hejtują górników. Sam nie wiem, z iloma dzieciakami przybiłem piąteczki czy żółwiki i ile dłoni uścisnąłem. Kiedy chór odśpiewał słowacki hymn górniczy, to chcieliśmy go śpiewać po polsku, bo melodia praktycznie ta sama, a i słowa bardzo podobne. Mundury też zresztą podobne, choć w naszych czakach nie ma daszków, a nasi koledzy nie noszą pióropuszy. Jestem dumny z zawodu, który wykonuję od półwiecza, ale w Bańskiej Szczawnicy byłem dodatkowo szczęśliwy, że jestem górnikiem. Wszędzie tam można było usłyszeć, że choć czasy i gospodarka się zmieniają, to nie wolno się wstydzić uczciwie wykonanej pracy. Jest trochę ludzi, którzy chcieliby, aby było inaczej, ale nie dajmy im satysfakcji.
W tym miesiącu Polski Kongres Górniczy i trzeba tam pojechać i posłuchać.